Złapanie stopa było kwestią czasu i już po 18 byłem z Lucyną i Olą w Karsie. Wkrótce później dotarła reszta ekipy.
Rozbiliśmy się w poczekalni dworca kolejowego, lekko wymusiliśmy gościnność strażników kolei= gorąca woda i dostęp do gniazdka. Po zasłużonej kolacji kolejny dzień wyprawy można było uznać za zakończony.