Wieczorem postanowiliśmy,że się rozdzielimy-dziewczyny z częścią chłopaków wracają, a reszta idzie dalej,najpoźniej następnego dnia rano się spotkamy...
Pobudka o siódmej.Krzysiek wyszedł wcześniej pooglądać ptaki i już zaczęło się robić ciekawie-lekko mówiąc zboczył z trasy i dotarł do nas poharatany przez jeżyny ok.11...Coż nam pozostało-czekać na zacnego towarzysza podróży.Więc rozbiliśmy się przy schronisku,śniadanko i opolanko na bardzo przyjemnym słoneczku...To jest kolejne,miłe oblicze chodzenia po górach:)Krzysiewk w końcu do nas dobił, jeszcze chwila odpoczynku i ruszamy dalej. "Widoki coraz piękniejsze"-tak to w trzech słowach tu ujmę:)A później się zgubiliśmy, odbijając coraz bardziej od szlaku,brnąc we wszelkie krzaczory (nie mylić z "Kaczory":) i dochodząc w końcu do urwiska...Tak że mieliśmy już chociaż dobre miejsce na nocleg. tradycyjnie- gorzej było z zapasami wody...Ale do kolacji sobie niczego nie żałowaliśmy,zostawiliśmy tylko niezbędne minimum wody na jutrzejszy rozruch i start na ostatni odcinek-tj. gdzieś do szlaku i do granic parku.